Lód i pośniegowe błoto zalegające na ulicach zatrzymały w garażach większość motocykli zwykle jadących w motomikołajowej paradzie. Jej losy ważyły się do ostatniej chwili, a organizatorzy rozważali nawet przesiadkę na cztery kółka, ale ostatecznie, najtwardsi Motomikołajowie zdecydowali, że jeżeli pogoda nie jest w stanie zatrzymać amerykańskiego listonosza, to kwidzyńskiego motocyklisty tym bardziej. W grupie twardzieli, którzy wyruszyli za saniami wiozącymi najważniejszego z Motomikołajów, znalazł się szef stowarzyszenia Motoświry Marcin Serocki, który powiedział, że nazwa zobowiązuje i wbrew warunkom jazdy, na ulicę wyjechać trzeba. Kolejnym z twardzieli jadących w paradzie był burmistrz Andrzej Krzysztofiak, który swoją ukochaną Yamachę Tenerę przezornie zostawił w domu i ryzykował uszkodzeniem okazałych rozmiarów motocykla marki Suzuki, który pożyczył od swojego asystenta Jana Kozłowskiego. Ten, wiedziony porywem serca lub trochę zaniepokojony o swój motocykl, podążał za burmistrzem na zgrabnej Hondzie, niewielkich rozmiarów, na którą z pożądaniem zerkały dzieciaki licznie zgromadzone na placu JP II, dokąd, mimo lodu na drogach, szczęśliwie dotarli wszyscy uczestnicy parady. Tam Mikołaj rozpostarty w efektownych saniach zaprzężonych w picupa obdarowywał dzieciaki słodyczami, pozował z nimi do zdjęć i cierpliwie wysłuchiwał ich życzeń dotyczących prezentów. Pozostali Mikołajowie również częstowali słodyczami i pozwalali dzieciakom pozować do zdjęć na swoich maszynach. Najstarszą z nich i budzącą szczególną sympatię u najmłodszych, był zbudowany w 1972 roku motocykl Dniepr z wózkiem, osobiście odrestaurowany przez kierującego nim Mikołaja. Jak przystało na konstrukcję radziecką, Dniepr świetnie spisał się na zaśnieżonej drodze. Wszyscy zgromadzeni na placu JP II mogli liczyć na poczęstunek gorącym barszczykiem i pasztecikami, co również przybliżyło atmosferę nadchodzących świąt.. W tym roku motomikołajową paradę po raz pierwszy organizowało stowarzyszenie Motoświry., które jeszcze poszukuje dla niego własnej formuły, ale, jak zapewnia jego szef Marcin Serocki, na pewno pozostanie stałym punktem w kalendarzu kwidzyńskich imprez. Trzymamy za słowo i lewa w górę.
Komentarze